Monday, August 27, 2007

GIBLALBAL

GIBLALBAL

innymi słowy: czy będzie wtopa?

(z góry przepraszam za orty, znacie mnie nie od dziś, nikt nie jest doskonały)

Zabawę rozpoczynamy we Wrocławiu. Trasę z Wrocławia do Zgorzelca, wytyczyłam dokładnie, klasycznie, opisując każdy kościół, pałac, a nawet siedzibę protestanckiej sekty schwenckfeldyzmu (ciekawe co?;-)). Daje nam na to trzy dni, po 70 km, najbardziej wiejskimi dróżkami jakimi się da.

Potem (jak będzie jakieś potem) kupujemy kolejną, dokładną mapę i ruszamy na Drezno. Pierwsze schronisko; czyli jak ktoś chce się z nami spotkać, to raczej proponujemy tam, gdy się wypierzemy i wypucujemy na cacy. O tym kiedy będą kolejne noclegi w hostelach zadecyduje nasz zmysł powonienia i dostępność pralki automatycznej...

Z Drezna w linii prostej suniemy na Altenburg i teraz są dwie opcje. Stara opcja zakłada, że posuwamy się wzdłuż Menu (zasada, że rzeka pod górę nie płynie), na Wűrzburg i dobijamy do Renu. Tylko, że Men (jak to men) wije się, plącze, płynie jakby chciał, a nie mógł no i nadrobimy dużo kilometrów... Dlatego pojawiła się opcja numer dwa. Z Altenburga w dół na Ratyzbonę, po drodze, gdzieś na wysokości Tirschenreuth pojawia się rzeka Naab (nie mylić z Daab, choć to fajny zespół).

Z Ratyzbony Dunajem na Bazylę/ Freiburg, mijamy kolejną granicę, dobijamy do kanału Renu, po prawej mijamy Dijon (lub nie - ta studnia Slutera, ehh), no i wzdłuż Saony, Rodanu, lecimy na Marsylię, potem wzdłuż wybrzeża...

Sama nie wierzę w to co piszę...

Jak dotrzemy do granicy polsko-niemieckiej uznam, że jesteśmy, no jesteśmy po prostu; jak ją miniemy i Drezno też miniemy i górami (ała) dojedziemy do Ratyzbony, to stwierdzę, że jesteśmy super; po granicy niemiecko-francuskiej będziemy rewelacyjne; Marsylia zadecyduje o naszej boskości, a po Marsylii już tylko wybrani być może dostąpią zaszczytu całowania naszych stóp...



SPRAWOZDANIE Z WYPRAWY WYGLADA OTO TAK:



POLSKA


05.09.2007 - 11.09.2007

Wrocław---Jawor---Złotoryja---Lwówek Śląski---Gryfów Śląski---Zamek Czocha---Zgorzelec
(rowerem)

Pogoda super. Leje, leje i ewentualnie: leje. Pelerynka, mokre buty, mgła. Są momenty kiedy coś widać... Wtedy jest ślicznie. Domki konstrukcji szachulcowej, dekoracje z łupka. Mnóstwo opuszczonych ślicznych, starych budynków. Malownicze kościółki. Noclegi w schroniskach; agroturystyka, OSiR, barak... Udało sie nam zdmrzemnąć nawet w Caritasie w Lwówku Śląskim. Kupujemy kawki 3 w 1 i błagamy o wrzątek sprzedawców w sklepach. Wiatr zachodni doprowadza nas do szału. Kupiłyśmy książki i czytamy wieczorami ... kryminały. Zgorzelec. Kilkanaście pomysłów. Wygrywa opcja: przeczekać deszcz w Dreźnie, a potem na weekendowym bilecie dotrzeć na południe Niemiec.

mam coś dodać?



Barbary też ładna nazwa dla wsi, a nie było takiej...

JAWOR

JAWOR Kościół Pokoju

JAWOR Kościół Pokoju

WINNICA grangia cysterska

WINNICA grangia cysterska

WINNICA grangia cysterska

trzeba mieć fantazję...



ZŁOTORYJA kopalnia bazaltu

polskie Gigant's Causeway






GRYFÓW ŚLĄSKI

agroturystyka...

widok z ZAMKU CZOCHA

ZAMEK CZOCHA

ZGORZELEC nasza nowa miłość

ZGORZELEC

ZGORZELEC nasz baraczek

ZGORZELEC



NIEMCY

11.09.2007 - 18.09.2007

Görlitz---Drezno (pociagiem)
Drezno---Miśnia---Drezno (rowerem)
Drezno---Freiburg (pociagiem)
Freiburg---Bad Krozingen---Neuenburg (rowerem)

Drezno powitało nas secesyjnym dworcem... stara miłość nie rdzewieje. Znalazłyśmy hostel w artystycznej dzielnicy. Każde pomieszczenie zaprojektowane i wykonane przez innego tamtejszego artystę. Współspaczka Angielka wprowadzająca chrapaniem w rezonans pół schroniska... Więcej rowerzystów niż pieszych. Eldorado :-) Pasaż artystyczny, rynny z trąbek, żyrafa zjadająca kamienicę... Drezno czyli czarno-biały świat puzzli. Ciemny kamień, wyciagnięty z gruzu i jasny, którym wykonano uzupełnienia. Harmonijnie proporcjonalne kościoły. Zwinger i kwadransy jego carilonu. Zjawisko - tam jest fajny obraz Rubensa - "Staruszka rozgrzewająca dłonie nad garnkiem". Cranach - ołtarz św. Katarzyny; postacie obok Katarzyny - cudownie rewelacyjne!!! Dzielnica pustostanów, teatr w riunach kościoła, fabryka VV-zakład wkomponowany w park. Miśnia, scieżką wzdłuż Elby. I śni mi się, że w Miśni jem na Miśni. Radykalna zmiana w podejściu do porcelany, niepowtarzalne efekty...
Pociągiem przez Hof, Norymbergę, Stutgart, Offenburg do Freiburga. Poczatkowo miała być Bazylea ale... ALE Nasz pociąg z Karlsruhe do Offenburga spóźnił się. Zostało nam pięć minut na przesiadkę czyli: wyrzucić z pociągu: siebie, sakwy, rowery, namiot; zmiana peronu i wrzucić do pociągu: siebie, rowery, sakwy i namiot. Kolejka do windy, która pokonuje piętro z oszałamiającą predkością 3 minut. Panika i olśnienie - przejazd między peronami. Przejechałyśmy i w oka mgnieniu pojawił sie maszynista - mściciel - nerwus. Z miną "w życiu mi nie wyszło na was odreaguję" wyszarpał mi paszport i uciekł do pociągu. Należy sie upewnić, że wystarczająco mocno trzyma się okazywany dokument... Pociag odjechał, a mój paszport odnalazłam później u kolejnego pracownika deutsche bahn. Okazało sie, że maszynista wezwał policję i musimy na nią poczekać. Eskortowało nas na posterunek trzech policjantów. Przekonali sie przy okazji, że zmiana peronu z rowerem z sakwami nie jest łatwa. Problem był z windą - nie mieścili się z nami, na szczęście nas do niej nie przykuli... Bardzo sympatyczni; zgodnie wszyscy razem mieliśmy dość maszynisty. Jednak zeznania, protokół, wybór sędziego, takie tam bajery... całe to zamieszanie zabrało nam dwie godziny i został nam już tylko pociag do Freiburga.
Na polu namiotowym zastanawiałyśmy się czy znowu nie dopadnie nas policja, bo recepcja była juz nieczynna i nie miałysmy jak się zameldować. Doszłyśmy jednak do wniosku, że teraz poszłoby to dużo sprwniej. Wystarczyłoby, że policja z Offenburga przesłałaby nasze dane tej z Freiburga. Freiburg, katedra jst cudna, maswerki, żygacze, portal główny... Słońce i girlandy z winogron nad uliczkami. Kolejny dzień należał do Ani. Najpierw życ nie mogła bez mapy scieżek - kupiłyśmy, potem ją zgubiła, potem slalomem jeździłysmy od Renu pod góry i spowrotem, a potem jeszcze (;-) rozbiła wino, którym miałysmy uczcić kolejną granicę. W sumie dobrze, bo przekroczyłyśmy ją dopiero następnego dnia. Postawiłyśmy namiot na ścieżce przy Renie.

GORLITZ
GORLITZ

GORLITZ

DREZNO pasaż artystyczny

DREZNO pasaż artystyczny

DREZNO pasaż artystyczny

DREZNO katedra Św. Trójcy
DREZNO katedra Św. Trójcy

DREZNO Frauenkirche
DREZNO Freuenkirche

DREZNO
DREZNO
DREZNO
DREZNO
DREZNO Zwinger
DREZNO Zwinger
DREZNO Zwinger
DREZNO Zwinger
DREZNO fabryka papierosów marki Salem
DREZNO synagoga

DREZNO fabryka VV
DREZNO fabryka VV
DREZNO fabryka VV
DREZNO nad Elbą
DREZNO
DREZNO

DREZNO
atak wróbli na nasz chlebek
z rąk nam wyszarpywały bestyje
DREZNO
podczas wietrzenia rowerków, trafiłyśmy na dziwaczny antykwariat; jedna z właścicielek miała taki oto rowerek
żeby zrobić mu zdjęcie pierwszy raz od lat wypowiedziałam zdanie po niemiecku...
jak widać pozwoliła nam go dotknąć

DREZNO sklepik drewnianych miniaturek

DREZNO sklepik drewnianych miniaturek
DREZNO sklepik drewnianych miniaturek

DREZNO sklepik drewnianych miniaturek

DREZNO sklepik drewnianych miniaturek

ścieżka do MIŚNI

MIŚNIA

MIŚNIA a właściwie kiciuś w Miśni

MIŚNIA

MIŚNIA

MIŚNIA

MIŚNIA

FREIBURG katedra

FREIBURG katedra

FREIBURG katedra

FREIBURG katedra

FREIBURG katedra

FREIBURG katedra

FREIBURG katedra

FREIBURG

FREIBURG

FREIBURG (dla Beti;-)
)
FREIBURG





FRANCJA

18.09.2007 -28.09.2007

Neuenburg---Ottmarsheim---Mulhouse---Montbeliard
---Maurice Colombier---Isle sur le Doubs---Baume les Dames---Clerval---Chaleze---Besancon (rowerem)

Besancon---Colmar (pociagiem)
Colmar---Turckheim---Munster---Colmar---
Sigolsheim---Riquewihr---

Ribeauville---Colmar---Ungersheim---
Ensisheim---Mulhouse (rowerem)

Mulhouse---Colmar (pociagiem)
Colmar---Neuf Brisach---Breisach am Rhein (rowerem)

Lało całą noc. Nasz namiot przypominał Arkę Noego, wszelka zwierzyna chciała się do niego dostać. Udało się ślimakom, ostatnie wyciągałam z sakw jeszcze w Mulhouse. W dzień poległam w barze śniadaniowym z grypą żołądkową. Ottmarsheim - romański oktogon - rewelacja, jak Akwizgran (tam nie byłam ale tak sobie tego ten). W Mulhouse kupiłyśmy atlas Francji i po raz pierwszy zdałyśmy sobie sprawę jaki to duży kraj :-). Kolejne odkrycie: prawie wszyscy Francuzi posługują sie językiem obcym, tylko jednym i tylko nam obcym - mianowicie francuskim... Suszenie namiotu w hostelowym pokoju na linkach espanderkach. Para Niemców stawia jednej z nas nocleg. Spotykałyśmy ich potem przez kilka dni na trasie. Ścieżka rowerowa Mulhouse - Montbeliard - wzdłuż kanału - bomba! Rowerzyści krzyczący do siebie bonjour, turyści na łódeczkach krzyczący bonjour, pracownicy obslugujący śluzy na kanale krzyczący bonjour ;-). Nocleg po 84 km w Maurice Colombier, w ogrodzie pana Francuza. Nawet byłyśmy rano u niego na kawie ("kawa" po francusku brzmi podobnie ;-) ta nasza błyskotliwa inteligencja). Cztery stopnie ciepła, wszystkie ubrania na sobie, ledwo mieściłam sie w śpiworze, sześć par skarpet i nadal zimno. Le Doubs - cudowna rzeka. Senne miasteczko Baume les Dames z rozgłośnią radiową, którą widać z ulicy (muzykę słychać wszędzie). Franche Comte - wieże kościołów jak dzwonki z kolorowych, ceramicznych płytek. Kolejny nocleg na mrozie, tym razem na cyplu pomiędzy kanałem, a rzeką. Chciałyśmy spać w męskiej szatni koło boiska - nie wyszło (ale piłkarze przerwali mecz by z nami pogawędzić). Patrzyłysmy tęsknie ludziom w okna, jak zasiadają w cieple do kolacji... Besancon. Jasny kamień i kwiaty. Różnorodni ludzie, twierdza na szczycie. Zaczęłysmy sie rozstawać na kilka godzin dziennie, by sie nie zabić. Trzy tygodnie razem ...
Znowu zimno, znowu leje... Decyzja o powrocie przez Colmar (wpadła nam w łapki ulotka z tamtejszego muzeum). Colmar i noclegi za 9e w hostelu; zostałysmy na tydzień. Kolorki, kolorki, szachulec, kukurydza, winnice, orzechy... Musee d'Unterlinden. Ołtarz z Issenheim, zakochalyśmy sie w nim... Pojechalyśmy do Munster by ruszyć w góry ale stwierdzilyśmy, że jesteśmy zbyt zmęczone i zaatakowałyśmy te niższe partie Vogezów z okolicy - szlak 3 chateaux. Zamki okrążyłyśmy kilka razy zanim na nie trafiłyśmy. Objechałysmy kilka okolicznych wiosek, skoczyłyśmy rowerem na zakupy do Mulhouse (60km w jedną stronę - wracałyśmy już pociągiem). W schronisku poznałyśmy Francuza, którego rodzice wyemigrowali do Francji podczas II wojny światowej. Życiorys jak z książki.
Nadal łamałyśmy stereotypy... Francuz przyjechał do Colmaru do pracy, na winobranie. Z kolei my - Polki, na rower, na wakacje. Ostatniego dnia ruszyłysmy przez Neuf Breisach (twierdza jak szachownica) do Niemiec.


REN

OTTMARSHEIM

OTTMARSHEIM

stara psina co nam zjadła prawie wszystkie żelki
no i Ania...

okolice MONTBELIARD

MONTBELIARD

MONTBELIARD

czasem droga międzynarodową, czasem murkiem na kanale...
pan uprawiajacy jogging podał nam skrót na wyjazd z Montbeliard

rzeka Le Doubs

ISLE SUR LE DOUBS

CLERVAL i nasze rowerki


rzeka Le Doubs

BAUME-LES-DAMES

BAUME-LES-DAMES

BAUME-LES-DAMES

BAUME-LES-DAMES




CHALEZE Anka walczy z namiotem


BESANCON

BESANCON

BESANCON

BESANCON

BESANCON

BESANCON

BESANCON
BESANCON

BESANCON gdzie rybki "biorą na" szampana

Szukałam tej czapki dobre 15 minut...
pamietałam, że położyłam ją gdzieś, gdzie by schła...

piżamka...



COLMAR

COLMAR

COLMAR

COLMAR

COLMAR

COLMAR toaleta w restauracji

COLMAR

COLMAR

COLMAR

COLMAR Wenecja

COLMAR

COLMAR

COLMAR katedra

COLMAR katedra

COLMAR

COLMAR katedra

COLMAR katedra

COLMAR katedra

COLMAR

COLMAR sobota wieczorem

COLMAR

TURCKHEIM

TURCKHEIM

TURCKHEIM

TURCKHEIM

TURCKHEIM


MUNSTER może faktycznie Alzacja jest krainą bocianów...

na ścieżce les troix chateaux

jeden z owych chateaux

COLMAR


widok z chateaux de Hohlandsburg


RIQUEWIHR

RIQUEWIHR

RIQUEWIHR

RIQUEWIHR

RIQUEWIHR

RIQUEWIHR

okolice RIQUEWIHR

okolice RIQUEWIHR

no i jedziemy...
do Mulhouse

najpyszniejsze ciastko świata
przynajmniej wówczas


MULHOUSE

MULHOUSE
COLMAR widok z muzeum

COLMAR muzeum

COLMAR muzeum

COLMAR Frederic Fiebig

COLMAR Vladimir Velickovic
COLMAR

COLMAR ołtarz z Issenheim

COLMAR ołtarz z Issenheim

COLMAR ołtarz z Issenhiem

COLMAR ołtarz z Issenheim

COLMAR ołtarz z Issenheim

COLMAR ołtarz z Issenheim

COLMAR ołtarz z Issenheim (i nawet ten tęczowyLucyferek no...)

to stało w lesie i miało z 5 metrów

NEUF BRISACH twierdza

BREISACH


NIEMCY

28.09.2007 - 30.09.2007

Breisach---Karlsruhe (pociagiem)
Karlsruhe---Wolfsburg (pociagiem)
Wolfsburg---Wrocław---Jaworze (samochodem)


Z Breisach miałyśmy dojechać rowerem do Freiburga i dalej pomknąć pociągiem: Ania do Polski, ja do Wolfsburga. Szybka decyzja, chyba tęsknota za Grünewaldem ;-) i ...
postanowiłyśmy zobaczyć jego kolejne ukrzyżowanie w Karslruhe.
Do Karlsruhe dotarłysmy późnym wieczorem, pojeździłyśmy sobie po nim nocą i zaatakowałysmy pole namiotowe w Durlach. Tam ktoś nam obsikał namiot ale to szczegół. Cały kolejny dzień biegałyśmy po Karlsruhe i oczywiście zaliczyłyśmy Staatliche Kunsthale. Noc w Mc Donaldsie na dworcu (najcieplejsze miejsce), pięć przesiadek i Wolfsburg taty. Jadąc z Wolfsburga "podrzuciliśmy" Anię do Wrocławia.


KARLSRUHE

KARLSRUHE
KARLSRUHE
KARLSRUHE

KARLSRUHE Honore Daumier
KARLSRUHE
KARLSRUHE Amadeo Modigliani

KARLSRUHE Amadeo Modigliani

KARLSRUHE Hans Baldung Grien

KARLSRUHE

KARLSRUHE

KARLSRUHE stołówka uniwersytecka

KARLSRUHE stołówka uniwersytecka

KARLSRUHE stołówka uniwersytecka

KARLSRUHE stołówka uniwersytecka